Forum służy do prowadzenia rozgrywek PBF. Powstało w zamyśle grania w RPG tekstowe.
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Gdy twórcę dopada wena... Nic nie da się zrobić, trzeba po prostu pisać :P Jeśli mielibyście ochotę sami coś pisać, zapraszam. A na początek miłe, krótkie opowiadanko o wydarzeniach daleko od Was i w ogóle Was nie dotyczących (na razie ;) ).
Ost-Angol, 4 kwietnia 1241 AS
Wieczór...
Richard Maydencolt. Elf, pochodzący z ubogiej rodziny z wschodniego Imlidris. Nigdy nie był nawet utalentowany - wszystko zasługiwał protekcji lepszych i bogatszych kolegów. Ledwo zdał pierwsze egzaminy. Jednak Ci najbardziej utalentowani szybko stracili chęć do rozwoju nauki i odchodzili. Byli zbyt mądrzy, by się dalej uczyć, by pomagać w tworzeniu przyszłości. A Richard pracował. To właśnie tacy ludzie stanowią bazę intelektualną społeczeństw.
Wydział Magii Stosowanej…
Prace trwały w najlepsze. Cały wydział żył planowanym eksperymentem. Wreszcie mieli zmierzyć zmianę natężenia energii magicznej w powietrzu i określić, jak dużo jej przybywa. Krok milowy w dziejach nauki. Każdy zaangażowany w to musiał być pewien swojej wiekopomnej roli, jaką właśnie odgrywa. Liczyli na pamięć przyszłych pokoleń. Eksperyment faktycznie był przełomowy. Wykrycie dokładnej jej wartości pozwoliłoby na możliwość oszacowania, co tą magię wytwarza. A to z kolei… opanowanie takiego źródła dałoby ogromne możliwości.
Sala 373...
Richard do tego wszystkiego był mocno zdystansowany. Zawsze śmiał się z tych, którzy pracowali przy tym projekcie. Myślał o niej, jak o autostradzie - prosta i łatwa droga do sławy, bez żadnego wysiłku. On starał się podejmować trudniejszych wyzwań. Z wykształcenia Mag Chaosu, szukał alternatywnych środków do wytwarzania energii magicznej. Ostatnie badania skupiały się na siarce. W naturalny sposób magazynowała w sobie energię potrzebną do rzucania czarów ognia. Opracował specjalne metody jej wykorzystywania i przekształcania w manę.
O wiele bardziej przydatne, niż teoretyczne możliwości znalezienia kiedyś lepszego źródła! Ale tam jest prościej. Nie dziwne, że ich tam ciągnie.
Pech chciał, że prezentacja jego prac zbiegła się z przeprowadzanym eksperymentem. Na jego wykład przyszła mała garstka ludzi, nie więcej niż dziesięć.
To i tak sporo.
Właśnie kończył wykład. Ręce miał całe w popiole i sadzy. Był to efekt pokazu, który przeprowadził. Technika wymagała dopracowania, ale przynajmniej działała. Udalo mu się przemienić siarkę w czystą energię. Z korytarza dobiegł odgłos tupotu stóp i niespokojnych szeptów. Zapewne powiązane z przeprowadzanym wiekopomnym eksperymentem w sali obok. Starał się je ignorować i skupiać na swojej pracy.
- Jak pokazałem doświadczalnie, siarka i substancje jej pokrewne mają duże zdolności absorpcyjne energii związanej z ogniem. Zmagazynowane na przestrzeni wieków, możemy je wykorzystać w celu zwiększenia naszej mocy. - dla pokazu wziął mały krążek siarki w rękę i przemienił go w energię, tworząc pionowy słup ognia. - Mając odpowiednio duże jej ilości, można by stworzyć prawdziwą broń masowego rażenia lub całkiem potężną konstrukcję. Ilość wydzielanej energii to… - Z zewnątrz dobiegały coraz bardziej niespokojne głosy. W takich warunkach ciężko było mu prowadzić wyjaśnienia, choć starał się jak mógł. - Istnieje prawdopodobieństwo, że inne substancje mają podobne właściwości, dotyczące innych aspektów energii. Wykorzystanie wiązań siarki lub tych z innych substancji należy do przyszłości technologii i postępu. Już zacząłem rozważać potencjalne zastosowania… - Przerwał. Nie mógł już dłużej wytrzymać zgiełku panującego na zewnątrz. Wyprostował się i wypalił szybko. - Przepraszam na chwilę. - I szybkim krokiem doszedł do drzwi sali i wypadł na zewnątrz.
Na korytarzu gromadzili się wszyscy Ci, którym miejsca zabrakło w sali doświadczalnej. W większości młodzi studenci, widzący w tym projekcie przyszłość. Ale było też kilku profesorów i wykładowców. Większość z nich jednak pewnie była w sali.
I wszyscy stali niczym wryci, nie mogąc odezwać się słowem. Szeptali między sobą nerwowo. Coś się musiało stać z eksperymentem. Richard, nie tracąc chwili, zaczął się przeciskać w tłumie, aż wszedł do sali. Było w niej duszno. Śmierdziało potem dziesiątek widzów. Na środku znajdował się skomplikowany mechanizm, zbudowany przy współpracy najwybitniejszych kół profesorskich. Projekt był prosty. W warunkach izolowanych znajdowały się trzy kule z zmagazynowaną energią. Łączyły je pręty, przez które mogła przepływać między nimi energia. Kule były zrobione z materiałów o różnej absorpcji many. Wzrost magii w otoczeniu stworzyłby różnicę potencjałów w ośrodkach i przepływ magii przez pręty. Następnie przeliczano to i wyświetlano na licznikach, na które wszyscy wpatrywali się otępiałym wzrokiem. Maydencolt nie znał się na nich i nie wiedział za bardzo co mówią. Ale po minach ludzi stojących wokół wnioskował, że coś szokującego. Odnalazł w rogu jednego z głównych autorów przedsięwzięcia i zarazem swojego przyjaciela - Manfreda Tuckerbyra. Przepychając się, podszedł do niego i spojrzał prosto w oczy. Manfred był blady i wręcz przerażony. Musiało stać się coś poważnego.
- O co chodzi? Coś się stało? - Na wpół spytał, a na wpół krzyknął Richard.
- To… - Manfred wskazał na wskaźnik. Z trudem formował słowa. - No-owa ma-a-agia… Nie po-powstaj-je. Je-ej ub-bywa.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Kolejne krótkie opowiadanie, a historii ciąg dalszy (tym razem z nowym bohaterem).
14 kwietnia 1261 AS, Srebrne Miasta
Słońce wisiało nisko nad horyzontem. Poranek był suchy i ciepły. Młody Tim szedł w kierunku rozpościerającej się nad horyzontem wielkiej i wysokiej wieży, przypominającej z daleka igłę.
Czemu to musiałem być ja?
Jego zadanie było proste - miał dostarczyć czarnoksiężnikom z Ost-Curan jakiś list z Wydziału Magii Stosowanej. Nikt nie lubi czarnoksiężników z Ost-Curan. W zasadzie nic o nich nie wiadomo, ale słyszał różne plotki… O ich potwornych eksperymentach. Z urzędu pocztowego Ost-Angol nikt nie chciał tam iść. Ciągnęli słomki. Dlaczego padło akurat na niego? Ile by dał, by móc iść teraz do pieprzonych magów z Ost-Guruth lub druidów-gejów z Ost-thôn. Z nimi chociaż wiedział, na czym stoi.
Piasek chrzęścił mu pod stopami. Szedł już trzeci dzień. Droga była wyczerpująca. Tereny Srebrnych Miast były jednym wielkim pustkowiem i poza pasem wybrzeżnym była to jedna wielka pustynia. Chciało mu się pić. Woda się kończyła, jedzenie zresztą też, a temperatury były okropne. Za dnia słońce go niemiłosiernie, a w nocy było cholernie zimno. Droga się kończyła, ale nie miał ochoty jeszcze się mierzyć z tymi dziwakami. Ale wyglądało na to, że będzie musiał. Nie wróci z środkami, które obecnie miał.
Wieża stawała się coraz większa. Tim zaczął dostrzegać zarysy budynków koło wysokiej iglicy. Mniejsze, jednopiętrowe przybudówki tworzyły cały kompleks, który nazywali miastem. Wszystko było zbudowane z jakiegoś czarnego, gładkiego kamienia. Było idealnie wyrzeźbione. Z samego czubka wieży unosił się dym. Podobno zawsze się unosił. Tim wzdrygnął się na myśl, o tym co mogą tam palić.
Może ludzi…
Dotarł w końcu na miejsce. Kompleks był otoczony przez wysoki na dziesięć jardów kamienny mur. Jedyne wejście prowadziło przez wielką, zbudowaną z tego samego czarnego kamienia co reszta kompleksu, bramę. Z dwóch stron była otoczona przez jeszcze wyższe, na piętnaście jardów, wieże. Gdy Tim podszedł wystarczająco blisko, z środka zamku podleciał do niego czarny kruk. Wydawał się dziwnie inteligentny. Jego oczy mieniły się toksyczną zielenią. Usiadł mu na barku i spojrzał na twarz. Przechylił głowę i zakrakał:
Kra. Czego-chcesz?
Tim dziwnie się czuł. Nie chciał rozmawiać ze zwierzęciem, ale czuł, że powinien odpowiedzieć.
Ja… - Wykrztusił. - Ja ma-am list. Od mag-gów z O-ost Angol. - dodał łamiącym głosem. Kruk wydawal się zrozumieć jego słowa. Po chwili zamachał skrzydłami i wzniósł się w powietrze. Przeleciał przez mur i zniknął.
Nic się potem nie stało. Przez dwa kwadranse.
Tim jęknął w duchu. Nie wpuszczą mnie? Przebyłem taką drogę na marne? Poczuł się nagle zły i zrezygnowany. Słońce parzyło coraz bardziej. Zaraz go spali. A on bez wody, bez niczego, zaraz tu skona. Przynajmniej nie będzie musiał się widzieć z tymi czarnoksiężnikami… Gdy miał już zawrócić, brama się lekko uchyliła. Wyjechał przez nią koń. Czarny. Oczy świeciły mu tą samą toksyczną zielenią, co kruka. Na jego grzbiecie jechał jeździec, obleczony w długą czarną szatę. Sięgała aż do ziemi i zakrywała całe jego życie. Także twarz była skryta w cieniu kaptura. Jaśniały jednak z niego dwa, zielone ślepia. Koń podtruchtał spokojnie przed Tima i stanął. Postać, bez wypowiedzenia ani słowa, wyciągnęła w jego kierunku rękę. Po nadgarstek była wciąż ukryta pod czarnym odzieniem, ale sama dłoń wystawała zza niego. Była stara i pomarszczona. Brakowało jej jednego palca i wydawała się przegniła. Była też bardzo brudna. Tim zrozumiał, że powinien dać jej list. Trzęsącą ręką wyciągnął go ze swojej torby i położył w dłoni tajemniczej postaci. Ręce mu drżały. Chciał się jak najszybciej stąd ulotnić. Czarna postać, gdy otrzymała list, schowała go w połaciach swojego płaszcza i zawróciła, powoli wracając do miasta. Wtedy też Tim zebrał się na odwagę i krzyknął:
Czy mogę dostać coś do picia?
I od razu pożałował swoich słów. Nie chciał go zadać. Wolałby skonać z pragnienia, ale przezwyciężyła chęć życia. Ale teraz zdał sobie sprawę, że woli umrzeć niż mieć dalej do czynienia z tym osobnikiem. Przez chwilę miał nadzieję, że postać go zignoruje. Ale koń zatrzymał się, a mroczna głowa odwróciła w jego stronę. Nogi zaczęły mu drętwieć. Czuł się słabo, pod wzrokiem tej mrocznej postaci. Chciał, żeby go puścili, ale mroczny konny wskazał mu ręką na bramę, co było dość jasnym zaproszeniem do miasta. Tim stracił kontrolę nad swoimi nogami. Jakby coś z zewnątrz przejęło nad nimi kontrolę. Chciał krzyknąć, ale zorientował się, że nie może. Mimowolnie udał się za konnym do środka. Przeklinał się w duchu, że był tak głupi. Teraz czekało go pewnie coś gorszego niż śmierć. Ostatni raz wspomniał wszystkie chwile swojego życia. Jak z niego szydzono w szkole, jak starsi koledzy chcieli mu zawsze dokopać. Przypomniał sobie tą dziewczynę, którą kiedyś pokochał, a która nazwała go debilem i odepchnęła. Przypomniał sobie jak go bito, jak ojciec się nad nim i matką znęcał.
Może nie będzie tak źle.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Strony: 1